W ostatnich dniach odebrałem telefon od czytelnika moich wpisów na niniejszej stronie. Z miłej rozmowy wyciągnąłem wniosek, że mój rozmówca tak naprawdę zaniepokojony był faktem, że mój ostatni wpis jest sprzed ponad pół roku. Być może chciał sprawdzić, czy jeszcze żyję albo czy może nadal liczyć na moją aktywność w Internecie.
Zapewniłem telefonującego, a przy tej okazji zapewniam wszystkich czytelników, że cały czas jestem zainteresowany poruszaną przeze mnie tematyką. Śledzę propozycje zmian legislacyjnych, wypowiedzi polityków, zapoznaję się z publikowanymi danymi statystycznymi i prognozami.
Czytam także liczne artykuły publikowane w gazetach tradycyjnych lub wydawanych na stronach internetowych. A tych w ostatnich kilku miesiącach, związanych tematycznie z przyszłoroczną waloryzacją emerytur i rent jest bardzo dużo.
Niestety ilość nie przekłada się w jakość. Zdarzają się teksty mądre, analityczne, wskazujące na ustawowe zasady waloryzacji. Są też niestety głupie, które czytelnikom robią tak zwaną przysłowiową „wodę z mózgu”.
Osobiście wyznaję zasadę, że jeżeli nie mam nic mądrego do powiedzenia, to milczę.
Rozumiem, że wysoka inflacja spowoduje, że przyszłoroczna waloryzacja świadczeń będzie wysoka procentowo. Ale to w żadnym przypadku nie uzasadnia twierdzeń niektórych publicystów, że „Emeryci i renciści mogą cieszyć się z podwyżki świadczeń” czy „Rekordowa waloryzacja”.
*
Istotnie, w samej rzeczy. Ironizując można powiedzieć, że radość świadczeniobiorców nie powinna mieć granic, szczególnie z szalejącej inflacji przekraczającej we wrześniu 17% oraz podwyżek cen żywności i nośników energii, które znacznie przekraczają wskaźnik inflacji.
Poważnie. Posłużę się tu przykładem. Na początku bieżącego roku w sklepach dyskontowych zdarzało mi się kupić masło w granicach 4 zł za kostkę. Dziś w tych samych sklepach kupuję ją prawie 2 razy drożej.
Żadna waloryzacja świadczeń, szczególnie tych najniższych, nie zrekompensuje wzrostu kosztów utrzymania. Przy obecnie obowiązującym systemie waloryzacji im wyższy wskaźnik waloryzacji, tym wyższy wskaźnik inflacji.
A to raczej powód do zmartwienia a nie radości.
Chcę ponadto zwrócić uwagę, że nawet jeżeli skala inflacji w 2023 roku będzie niższa, to w niewielkim stopniu wpłynie na poprawę sytuacji materialnej świadczeniobiorców, bowiem bezwzględny wzrost cen będzie podobny do występującego w roku bieżącym. Tu kolejny przykład. Jeżeli jakiś produkt zdrożeje w tym roku o 20% z 6 złotych na 7,20,- zł, a w przyszłym „tylko” o 15% z 7,20,- zł na 8,28. W obu kolejnych latach trzeba będzie zapłacić za niego o ponad 1 złotych więcej.
A pamiętać trzeba, że marcowa waloryzacja obejmuje wzrost cen z roku poprzedniego, a ceny nadal będą rosnąć.
Jak wielokrotnie pisałem wysokość wskaźnika waloryzacji uzależniona jest od średniorocznych wskaźników wzrostu cen towarów i usług konsumpcyjnych – w poprzednim roku kalendarzowym oraz realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia również w poprzednim roku kalendarzowym. Na chwilę obecną możemy tylko spekulować jaką wartość będą miały te wskaźniki.
Publikowane w prasie tabele wysokości świadczeń, często z mylnymi tytułami typu „Takie będą podwyżki emerytur w 2023 roku” to nic innego jak spekulacja lub wróżenie z fusów.
Według mnie waloryzacja będzie na poziomie inflacji bez wzrostu z tytułu realnego wzrostu wynagrodzeń. Jak wynika z obecnie dostępnych danych, podwyżki płac nie nadążają za wzrostem cen.
Na zakończenie obiecuję, że do problemu waloryzacji świadczeń powrócę na początku przyszłego roku, gdy znane będą już wskaźniki oficjalnie ogłoszone przez prezesa Głównego Urzędu Statystycznego.