O waloryzacji emerytur i rent można pisać przy każdej nadarzającej się okazji. Udowadniają to szczególnie osoby (dziennikarze?) zatrudniani przez znane i popularne tabloidy. Co jakiś czas mamią nas, w ślad za politykami, jakich to dużych pieniędzy może w przyszłym roku oczekiwać wielomilionowa rzesza świadczeniobiorców.
Wspomniane artykuły, czy może lepszym określeniem będzie „notatki prasowe”, mają moc sprawczą w tym zakresie, że w osobach choć trochę znających się na przedmiotowej tematyce, a nieskromnie za taką się uważam, wzbudzają negatywne odczucia. Bowiem na chwilę obecną nikt z trzeźwo myślący nie jest w stanie określić, jakich podwyżek emerytur i rent mogą w roku przyszłym oczekiwać świadczeniobiorcy.
Jedynymi znanymi liczbami, jakie mogą wchodzić w grę to prognozowany przez rząd wskaźnik waloryzacji oraz wysokość środków przewidzianych w budżecie państwa na podwyżkę świadczeń. Faktyczny wskaźnik waloryzacji znany będzie dopiero w lutym przyszłego roku. Chyba, że Główny Urząd Statystyczny dysponuje nieznanymi w nauce zwanej statystyką tak doskonałymi narzędziami, które umożliwiają już dziś, na kilka miesięcy przed końcem roku kalendarzowego i zamknięciem wszystkich innych niezbędnych danych statystycznych, wyliczenie rocznej wysokości inflacji i realnego wzrostu płac.
Po drugie mamy na obecnym etapie informacje wynikające z projektu budżetu państwa. Czy zapisane w nim kwoty na podwyższenie świadczeń będą aktualne stanie się dopiero jasne, gdy budżet zostanie przyjęty. Osobiście uważam, że tak się stanie, skoro już teraz rząd ogłosił, że przyszłoroczny budżet będzie zrównoważony.
Ale jeśli tak, to zastanówmy się co to oznacza? Jeżeli w zrównoważonym budżecie kwota na świadczenia ma nie ulec podwyższeniu, to nie będzie środków na dodatkowe bonusy w postaci trzynastej czy też nawet czternastej emerytury. Może to się zdarzyć tylko w dwóch przypadkach, gdy:
- wskaźnik waloryzacji będzie niższy od prognozowanego;
- wprojekcie budżetu celowo zapisano wyższe wydatki na świadczenia niż będą miały faktycznie miejsce w ramach realizacji marcowej waloryzacji.
W tym drugim przypadku powstanie nieformalna rezerwa budżetowa, którą będzie można przeznaczyć na spełnienie obietnic przedwyborczych i podwyższenie świadczeń emerytalno-rentowych lub na inne cele.
Nie łudźmy się. W obu tych przypadkach emeryci i renciści dostaną taką samą kwotę pieniędzy, tyle tylko, że inaczej podzieloną. W budżecie zaplanowano, że skutki waloryzacji za 10 miesięcy 2020 r., tj. od marca do grudnia, wyniosą ponad 7 mld złotych.
No i na końcu postawmy pytanie – co się stanie, gdy postępująca inflacja spowoduje, że wskaźnik waloryzacji się „rozjedzie” i będzie wyższy od założonego? Oczywiście jest alternatywa, którą można zastosować bez naruszania budżetu. Są to np. znane z przeszłości mechanizmy pożyczek środków w bankach komercyjnych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych lub też wykorzystanie dla celów doraźnych środków gromadzonych na funduszach celowych przeznaczonych dla innych celów. O innych wspominać nie będę. Po co przywoływać demony wielkich liczb.