Mamy pierwsze dni czerwca. Akcja Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego zakrojona na szeroką skalę, bowiem obejmująca swoim zasięgiem ponad 9,8 milionów świadczeniobiorców, została zakończona. Z punktu widzenia wykonawców ustawy akcja wykonana w terminie i bezbłędnie.
Czy „Emerytura plus”, czyli wypłacenie dodatkowego świadczenia w wysokości netto 888 złotych, które wpłynęło do kieszeni prawie 7 milionów emerytów, ponad 2,5 mln rencistów i niespełna 300 tys. rencistów socjalnych spełniło swoją funkcję?
Odpowiedź na to pytanie jest wielowarstwowa i wydaje się, że ocena należy przede wszystkim do autorów przedsięwzięcia, czyli rządzącej partii i większości parlamentarnej, i uzależniona jest od oceny stopnia spełnienia oczekiwań, jakie były przez nich zakładane.
Na propagandzie nie ma co oszczędzać – mówiła naczelnik gminy Jadwiga Kolęda, główna bohaterka filmu Romana Załuskiego „Wyjście awaryjne”, grana brawurowo przez Bożeną Dykiel.
Jak wynikało z dołączonej do projektu ustawy oceny skutków regulacji koszty wypłaty jednorazowego świadczenia oscylowały w granicach 10 mld złotych i pochodziły z 5 źródeł: 8,5 mld zł z ZUS, 1,2 mld zł z KRUS, 111 mln zł z Funduszu Pracy, 29 mln zł z Funduszu Emerytur Pomostowych oraz 818 mln zł z dotacji z budżetu państwa.
Od wielu lat społeczeństwo zasypywane jest informacjami pochodzącymi z różnych źródeł, w tym także od osób powszechnie uznawanych za autorytety z różnych dziedzin nauk społecznych i ekonomicznych, że 1. Zakład Ubezpieczeń Społecznych zbankrutuje, gdyż brakuje mu środków na wypłatę bieżących emerytur i rent; 2. KRUS należy zlikwidować, bo jest niepotrzebny, nierentowny a świadczenia rolników wypłacane są tylko w minimalnym stopniu z bieżąco wpłacanych składek przez ubezpieczonych; 3. emerytury pomostowe kosztują coraz więcej i trzeba będzie, bez podniesienia składki na Fundusz Emerytur Pomostowych, corocznie do nich dopłacać coraz większe kwoty.
Do powyższego mogę jeszcze skromnie dopowiedzieć, że środki z Funduszu Pracy ustawowo przeznaczone są na finansowanie zasiłków dla bezrobotnych, prac interwencyjnych, robót publicznych, szkolenie i przekwalifikowywanie bezrobotnych, rozwój poradnictwa zawodowego oraz na rozwój systemów informatycznych i badania rynku pracy, a zatem przeznaczenie choćby tylko niewielkiej kwoty z tego Funduszu na wypłatę świadczeń nie związanych z rynkiem pracy pozostaje w sprzeczności z celami, do jakich został powołany.
Można zatem powiedzieć wprost, że w praktyce prawie całość kosztów związanych z wypłatą „13 emerytury” zostanie pokryta bezpośrednio lub pośrednio z budżetu Państwa, bowiem środki wydatkowane przez ZUS i KRUS wrócą do tych instytucji w formie dotacji.
Jednakowy dostęp do świadczeń publicznych jest typowy dla socjaldemokratycznego modelu uprawiania polityki społecznej. „Trzynasta emerytura” wypłacona została niezależnie od tego, ile pieniędzy pobiera emeryt – zarówno ten z emeryturą na poziomie kilkuset, jak i kilku czy kilkunastu tysięcy złotych. Czy stopień zamożności państwa osiągnął już tak wysoki poziom, że stać go na rozdawnictwo świadczeń bez względu na stopień zamożności beneficjentów (nie tylko w zakresie 13-tej emerytury)? Dlaczego ten model został zastosowany przez rząd, któremu znacznie bliższe są wartości konserwatywne?
Odpowiedzi na te pytania pozostawiam ocenie czytelników.