Wybory do Parlamentu Europejskiego odbędą się 26 maja 2019 roku. Główne siły polityczne rozpoczęły już kampanię wyborczą przedstawiając opinii publicznej swoich głównych kandydatów w poszczególnych okręgach wyborczych. W zależności od tego z list jakiego komitetu wyborczego przedstawiciele narodu zostaną wybrani, mają określone zadania do wykonania. Od uczestnictwa w charakterze liderów w reformowaniu Unii, która powinna być wspólnotą suwerennych, niepodległych państw po odbudowę mocnej pozycji Polski w Unii Europejskiej, mocno nadszarpniętej w ostatnich kilku latach.
Realizować te zadania mają kandydaci, którym, w oparciu ich wypowiedzi i działania w sferze publicznej, przypisano różne przymioty poczynając od przeciwników Unii, poprzez eurosceptyków do euroentuzjastów.
Można by rzec całe spektrum osób, które mają reprezentować odmienne interesy kraju, przekonując równocześnie wyborców, że ich działanie ma na celu tylko jedną rzecz – dobro Polski.
Wszyscy wyborcy świadomi swojego wyboru znają doskonale dzielące kandydatów różnice. Ja natomiast proponuję skupić się choć przez chwilę nad łączącymi kandydatów wspólnymi wartościami, których zapewne bronić będą bardziej niż niepodległości kraju, z którego się wywodzą.
Mam tu na myśli różnego rodzaje przywileje przysługujące europosłom.
Zacznijmy od wynagrodzenia wynoszącego ponad 8 tys. euro miesięcznie, poprzez ryczałt na utrzymanie biura poselskiego, zwrot kosztów podróży, diety w wysokości w 313 euro dziennie na pokrycie ogółu pozostałych kosztów ponoszonych przez posłów w okresach działalności parlamentarnej, środki na opłatę rachunków telefonicznych i opłat pocztowych a także zakup, eksploatację i konserwację sprzętu komputerowego i telematycznego, który po zakończeniu kadencji staje się własnością europosła.
Na polskie warunki opisane powyżej przywileje, a w szczególności ich wartość pieniężna, wydają się horrendalnie wysokie. Zapewne obywatel innego kraju zrzeszonego w Unii Europejskiej, w którym poziom życia jest niewspółmiernie wyższy nie będzie odczuwał jak przeciętny Polak tak dużego dyskomfortu psychicznego.
Przypuszczam jednak, że w sytuacji gdy instytucje unijne nawołują do podniesienia wieku emerytalnego we wszystkich krajach unijnych, obowiązujący eurodeputowanych system emerytalny jest mało akceptowalny.
Choćby z tego powodu, że wiek emerytalny równy dla kobiet i mężczyzn wynosi w ich przypadku 63 lata. Aby otrzymać emeryturę trzeba legitymować się tylko stażem bycia europosłem. Z tego także powodu za kuriozalny uznać należy sposób wyliczania wysokości emerytury.
Świadczenie emerytalne wynosi 3,5% wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu, lecz w sumie nie więcej niż 70% uposażenia. Posłowanie przez okres 5 lat tj. jedną kadencję zapewnia emeryturę w wysokości 17,5 procent wynagrodzenia zasadniczego. Daje to ponad 6 tys. złotych miesięcznie.
Taka wysokość emerytury przysługuje mniej niż 100 tys. polskich emerytów na ogólną ich ilość przekraczającą 5,7 mln osób, co stanowi mniej niż 2 % ich liczby. Dodajmy za minimum 25 lat pracy mężczyzny i 20 lat kobiety.
Średnia wysokość emerytury wypłacana przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych wynosi niespełna 2300 zł.
Czytając listę kandydatów „startujących” do europarlamentu nie trudno dostrzec nazwiska osób, które posłują nieprzerwanie od 2004 roku czyli od 15 lat. Kolejna kadencja zapewni im emeryturę w maksymalnej wysokości tj. wg aktualnej wysokości poborów powyżej 24 tys. zł miesięcznie.
A zatem czy nie warto zapomnieć o swoim stosunku do instytucji unijnych i zostać europosłem? Toć przecież żadna reforma nie zmieni opisanego wyżej stanu rzeczy a misja zmiany UE nie obejmuje tej sprawy. Bo i po co?