O tym, że najbiedniejsi emeryci dostaną w tym roku dodatkowe wsparcie głośno w środkach masowego przekazu od wielu miesięcy. Spekulacje podsycane są wypowiedziami przedstawicieli rządzącej partii lub samych członków rządu odpowiedzialnych za politykę społeczną, którzy plany rządu określają skrótowo programem „500 plus dla seniorów”.
Pomysł programu powstał w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Jednorazowy dodatek do emerytury i renty mieli dostać emeryci i renciści w zależności od wysokości pobieranego świadczenia. W zeszłym roku określono wysokość dodatku tylko dla osób, które pobierają emerytury i renty w wysokości do 2000 zł brutto.
Tytułową kwotę z nazwy programu, tj. 500 zł, otrzymaliby tylko ci, którzy pobierają najniższe świadczenie, 400 zł – otrzymujący do 1500 zł, a 300 zł – do 2000 zł. Czy kwoty te są nadal aktualne? Tego nie wiem.
Jestem zwolennikiem poprawy poziomu życia najbiedniejszych. Równocześnie jestem przeciwnikiem psucia systemu emerytalnego, do czego przyznawanie jednorazowych dodatków się znacznie przyczynia. Mam także wątpliwości, czy świadczenia trafią na pewno do najbiedniejszych. Biorą się one z tego, że świadczenie miałoby przysługiwać od wysokości emerytury lub renty, jaką sobie sami zainteresowani wypracowali (pracując krótko lub niewiele zarabiając), a nie od wysokości dochodu przypadającego na członka rodziny. Przy jest to sprawiedliwe społecznie? Dwa przykłady:
- Mąż pobiera emeryturę w kwocie 2023,- zł. Jego żona pobiera rentę w wysokości 1577. Średni dochód miesięczny na każdego z małżonków wynosi 1800,- zł. Ta dwuosobowa rodzina może liczyć na wsparcie w kwocie 300,- zł.
- Żona pobiera minimalną emeryturę w kwocie 1029,80 zł. Mąż pracuje, jako biznesmen, członek zarządu czy rady nadzorczej np. spółki Skarbu Państwa, samorządowiec czy polityk innej maści, ma miesięczne dochody brutto w granicach 10 000,- zł. Średni dochód to bez mała 5515,- zł na osobę. Na tę parę, żyjącą w dostatku podatnik zrzuci się kwotą 500,- zł.
Postuluję po raz kolejny. Jednorazowe wsparcie powinno trafiać do najbiedniejszych i uzależnione być od dochodu na członka rodziny. Powinno być ono wypłacane przez instytucje wyspecjalizowane w wyliczaniu dochodu i przyznawaniu wsparcia społecznego.
Tak jakoś się składa, że spekulacje o jednorazowych wypłatach dla świadczeniobiorców zbiegają się z informacjami o wysokości przyszłorocznej waloryzacji emerytur i rent, która ma wynosić rekordowo, jak na ostatnie lata, ponad 3% wysokości świadczenia. Ten zbitek wiedzy przekazywanej społeczeństwu, jak domniemywam, świadczyć ma trosce rządu w stosunku do emerytów i rencistów.
Nic bardziej mylnego. Na waloryzację w 2019 roku rząd nie przeznaczył ani złotówki więcej ponad kwotę wynikającą z ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Wysoki wskaźnik jest przede wszystkim wynikiem najwyższej w ostatnich latach inflacji wartości złotówki. Waloryzacja jest tylko mechanizmem, który ma utrzymać wartość nabywczą pieniądza wypłacanego w ramach świadczenia, czyli aby biedni nie byli skrajnie biedni i mieli trochę więcej pieniądza na zakup nadal drożejących towarów. Wypłacana jest za rok poprzedni z kilkumiesięcznym opóźnieniem.
Czy jest zatem czym się chwalić? Czy świadczeniobiorcy ulegną propagandzie sukcesu? Czas pokaże.