Jak podają media, z obozu rządzącego dochodzą głosy prominentnych polityków o potrzebie korekty programu 500+. Nie chodzi bynajmniej o poprawienie tych zapisów ustawy, które niewiele mają wspólnego z tak często przywoływaną sprawiedliwością społeczną. Nie chodzi np. o uzależnienie prawa do świadczenia od dochodu na członka rodziny, aby zasiłek nie trafiał do najbogatszych. I ja to rozumiem. Nikt nie chce dobrowolnie pozbawiać się prawa, z którego czerpie korzyści. Dobitnie udowodniła to sprawa nagród, które „się nam należały”.
„Rozumieć” to jednak nie synonim „akceptować”.
O ile podwyższenie świadczenia o kolejne 500 złotych ma częściowe uzasadnienie, gdyż jego wartość nabywcza maleje wraz z narastającą inflacją to jednak nasuwa mi się nieodparte wrażenie, że nie oto tu chodzi. Podejrzenia padają na dwa powody:
- zbliżają się wybory samorządowe; trzeba zadbać o rzesze wyborców (wyznawców),
- podwyżka świadczenia choć częściowo zrekompensuje obniżenie wynagrodzeń wybrańców narodu.
Poszlaką wskazującą na poprawność powyższej tezy jest fakt, że rządzący przechodzą do porządku dziennego nad faktem, że dokonywana corocznie waloryzacja świadczeń emerytalno-rentowych, szczególnie w stosunku do tych w najniższej wysokości, rekompensuje jedynie inflację, zaś wzrost wskaźnika waloryzacji o 20% realnego wzrostu wynagrodzeń nie jest podnoszony ponad minimum ustawowe.
Przy zgłaszaniu pomysłu na podwojenie wysokości świadczenia brak jest jakiejkolwiek refleksji ze strony pomysłodawców, jakie konsekwencje społeczne i ekonomiczne pociągnie za sobą taka zmiana?
Jakie zmiany zajdą chociażby na rynku pracy?
Obecnie zatrudniony na podstawie umowy o pracę za kwotę równą najniższemu wynagrodzeniu otrzymuje „na rękę” 1530 zł. Wysokość świadczenia na dwoje dzieci będzie wyższa od jego zarobków. A to nie jedyny paradoks.
Mam nadzieję, że rząd weźmie pod uwagę głos tych, z których podatków opłacane są świadczenia. Tylko co piąty ankietowany (21 proc.) uważa, że zwiększenie świadczenia 500+ do 1000 złotych faktycznie ma sens. Przeciwnego zdania jest jednak dwóch na trzech respondentów. – pokazał sondaż SW Research dla serwisu rp.pl.