W iście ekspresowym tempie i trybie, którymi zainteresowana część społeczeństwa nie jest zaskoczona, już po siedmiu dniach po przyjęciu przez Sejm w dniu 20 lipca 2018 r. ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu obniżenia składek na ubezpieczenia społeczne osób fizycznych wykonujących działalność gospodarczą na mniejszą skalę, Senat podjął uchwałę przyjmującą tę ustawę bez poprawek.
Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronach internetowych Sejmu dot. procesu legislacyjnego przyjętej ustawy, projekt był konsultowany jedynie przez Narodowy Bank Polski, Główny Inspektorat Pracy i Krajową Radę Sądownictwa. Jak się domyślam, w rozumieniu projektodawcy, są to instytucje, które są najlepiej obeznane z systemem ubezpieczeń społecznych, rynkiem pracy i przedsiębiorczością. Z informacji tej wynika, że nie pierwszy raz ekipa rządzącą łamie obowiązujące prawo w zakresie obowiązku przeprowadzania konsultacji społecznych wynikających z ustaw o związkach zawodowych czy organizacjach pracodawców.
Przejdźmy zatem do meritum sprawy.
W aktualnym stanie prawnym wysokość składki na ubezpieczenie społeczne nie jest uzależniona od przychodu uzyskiwanego przez prowadzącego działalność gospodarczą. Przedsiębiorca ma prawo deklarować podstawę wymiaru składki; kto ma większe przychody i chce w przyszłości uzyskać w miarę godziwą emeryturę może płacić składkę wyższą od obowiązującej minimalnej wysokości. W praktyce, obecnie 98% osób prowadzących działalność gospodarczą na własny rachunek deklaruje składkę wyższą od obowiązującej jej minimalnej wysokości. Dlaczego tak się dzieje? Myślę, że powodów jest kilka, z których można wymienić m.in.:
- brak perspektywicznego myślenia przez osoby, którym do emerytury brakuje kilkudziesięciu lat życia;
- brak wiary w jakąkolwiek emeryturę z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych (przekonanie, że ZUS zbankrutuje – powszechna opinia lansowana w oparciu o rosnących wydatkach tej instytucji nad uzyskiwanymi przychodami);
- zabezpieczanie starości w innej formie oszczędzania, w tym wiara w produkty oparte na umowach cywilno-prawnych;
- postawa określana jako cwaniactwo, mam „kasę” ale nie płacę ani podatków ani składek na ZUS;
- wydatki na cele konsumpcyjne przez osoby uzyskujące niskie przychody z prowadzonej działalności.
To, że koszty ZUS-u są wysokie podnoszą wszyscy zainteresowani, nawet ci mający wysokie przychody. Przyjęta ustawa ma wyjść naprzeciw tej grupie protestujących, która ma ku temu faktyczne powody, czyli mającej niskie przychody.
Co zatem wynika z przyjętej ustawy?
Ustawa uzależnia wysokość podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie społeczne od osiąganego przychodu przez osoby fizyczne prowadzące pozarolniczą działalność gospodarczą. Osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą, których przeciętne miesięczne przychody nie przekraczają 2,5-krotności minimalnego wynagrodzenia (w 2018 r. jest to 5250 zł), będą mogły płacić obniżone, proporcjonalne do przychodu składki na ubezpieczenie społeczne.
Z uzasadnienia do projektu ustawy wynika, że poziom obciążeń daninami publicznymi przedsiębiorców o niskich przychodach jest nieadekwatny do ich możliwości finansowych, co stoi w sprzeczności do konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej.
Uzasadnienie tej ustawy, jak każdej innej, skupia się jedynie na zaletach przedłożenia, akcentuje jego pozytywy i społecznie uzasadnione oczekiwania z jego wprowadzenia.
Nie miejsce, a szczególnie, gdy ustawa została przyjęta, nie czas na polemikę z wywodami projektodawców takimi jak np.: „przedsiębiorca w przeciwieństwie do pracownika musi ponosić wiele kosztów związanych z prowadzeniem działalności” pomijając, że koszty te, i nie tylko te, nie stanowią podstawy podatku dochodowego od osób fizycznych, czy też „nie ulega wątpliwości, że kluczowym czynnikiem decydującym o zakończeniu działalności przez przedsiębiorców o niskich przychodach jest wysokość danin publicznoprawnych”, bez dokonania np. analizy związanej z funkcjonowaniem przedsiębiorców na lokalnym rynku pracy, konkurencyjnością czy zapotrzebowaniem na wytwarzane produkty i udostępniane usługi.
Osobiście jestem zainteresowany, czy stoi w sprzeczności do konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej wysokość daniny opłacanej przez pracownika zatrudnionego za wynagrodzeniem w wysokości najniższej oraz jak do tej zasady ma się wysokość opłacanych składek przez osiągających wysokie przychody a płacących minimalne składki i podatki. Skupię się zatem na oczekiwanych przez rząd skutkach społeczno-gospodarczych.
Intencją wprowadzanej regulacji w świetle wypowiedzi w Sejmie przedstawiciela rządu są: rozwój przedsiębiorczości, pobudzenie aktywności zawodowej, ograniczenie tzw. szarej strefy oraz poprawa „przeżywalności” przedsiębiorstw. Z uzasadnienia do projektu ustawy wynika także oczekiwanie „na wyeliminowanie negatywnego zjawiska tzw. 'wypychania’ na samozatrudnienie”.
Obawiam się, że zamierzone cele nie zostaną osiągnięte. Wynika to, moim zdaniem, z braku rzetelnej analizy zjawisk występujących na rynku pracy. Podstawą prawidłowej polityki społecznej jest dogłębna diagnoza istniejącej sytuacji, następnie prognoza (co się wydarzy, jeżeli nie zmienimy obowiązującego prawa), w końcu wynikające propozycje zmian oparte na przeprowadzonej diagnozie i prognozie. Prawidłowo przeprowadzone analizy powinny szacować skutki: np. o ile zmniejszy się liczba upadających przedsiębiorstw, ile powstanie nowych,jaki będzie miało to wpływ na liczbę istniejących miejsc pracy.
Uważam, że tych elementów zabrakło w uzasadnieniu do projektu, przytaczane przyczyny stanu faktycznego są w dużej mierze potoczne i obiegowe. Przypomina mi to sytuację gdy rząd wspierany przez organizacje pracodawców przekonywał, że obniżenie składki płaconej przez pracodawców na ubezpieczenie chorobowe pracowników wpłynie na rozwój przedsiębiorczości i zmniejszenie stopy bezrobocia. Nie dokonał tylko prostego wyliczenia, że pracodawca zatrudniający 20 pracowników na skutek zaoszczędzonych środków będzie mógł zatrudnić dodatkowo jednego pracownika z najniższą płacą. Pytanie tylko, po co?
Jestem przekonany, że nie jeden przedsiębiorca wykonujący działalność na mniejszą skalę po otrzymaniu pierwszej wypłaty emerytury będzie rozczarowany jej wysokością. Wielu z nich nie rozumie, że doraźne korzyści, zresztą niezbyt wielkie, skutkować mogą w przyszłości w sposób bardzo dotkliwy. Niskie składki to niskie świadczenia. Dotychczas żaden rząd nie pokusił się o dokonanie analizy ile osób w przyszłości nie osiągnie emerytury w minimalnej wysokości oraz jakiej części z nich będzie trzeba dokonywać dopłaty, dodatkowo obciążając wydatki publiczne. Będzie to niestety nie jedyny negatywny skutek przyjętej ustawy. Zwiększy się deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych; ubytki z obniżonych składek nie będą rekompensowane wpływami od przedsiębiorców osiągających wysokie przychody.
Na marginesie ostatnia uwaga. Rządowy projekt ustawy prezentował w Sejmie podsekretarz stanu w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii. Domniemywać należy, że inicjatywa przyjętych rozwiązań powstała właśnie w tym resorcie. Jest to w ostatnim czasie, po projekcie ustawy o pracowniczych planach kapitałowych, której projekt powstał w resorcie finansów, kolejny przykład na to, że resort polityki społecznej odpowiedzialny za sprawy emerytalne nie radzi sobie z przypisanym mu zakresem odpowiedzialności. Oby końcowym skutkiem zmian nie był program rządowy określony „Emerytura 500-”.